Urodziłem się 10 września 1950 roku w Spytkowicach, przy długiej, pylisto‑kamiennej drodze, którą każdej wiosny zalewała Wisła, a jesienią pokrywała mgła gęsta jak mleko. Tam nauczyłem się cierpliwości – bo woda zawsze opadała – i logistyki – bo przed powodzią trzeba było przenieść na strych cały dobytek. Do liceum dojeżdżałem pociągiem do Nowego Targu, a każda podróż była małą wyprawą: trzy kursy dziennie, żadnych spóźnień. Jeśli pociąg odchodził o 6:04, to był o 6:04, bo inaczej spóźniałem się na pierwszą lekcję i dyrektor kręcił głową. Dziś, gdy ktoś mówi, że „się nie da”, słyszę gwizd tamtej porannej lokomotywy i wiem, że w rzeczywistości mu się po prostu nie chce.
W 1973 roku skończyłem Wydział Elektrotechniki Górniczej i Hutniczej AGH w Krakowie. Inżynieria nauczyła mnie, by nie mylić opinii z faktami. Od razu trafiłem do Krakowskiej Fabryki Aparatury Pomiarowej, gdzie po kilku latach zostałem głównym konstruktorem. Prosty wniosek: jeżeli codziennie pytasz młodszych kolegów „czego jeszcze nie rozumiem?”, to z reguły awans przychodzi szybciej niż tabliczka z nowym tytułem na drzwiach gabinetu.
Lata 80. to Solidarność i wiara, że warto ryzykować. Podczas stanu wojennego drukowaliśmy ulotki w piwnicy jednego z mieszkań na Kazimierzu – mieliśmy powielacz i papier pakowany w mareckim spożywczaku „Społem”. Nie byliśmy bohaterami, raczej uczniami demokracji, którzy po nocach odrabiali lekcje. Gdy w 1990 roku – już w wolnej Polsce – zostałem burmistrzem Niepołomic, okazało się, że 13 lat praktyki w konstruowaniu precyzyjnych mierników to bezcenna szkoła zarządzania projektem, nawet jeśli projekt nazywa się „budżet gminy”.
Przez dziewiętnaście kolejnych lat Niepołomice zmieniły się z przysłowiowej sypialni Krakowa w samodzielny organizm gospodarczy z infrastrukturą drogową, strefą inwestycyjną i edukacją, której zazdrościły nam miasta powiatowe. W 2009 roku rząd premiera Donalda Tuska zaproponował mi stanowisko wojewody małopolskiego. Przyjąłem, choć czułem, że gdziekolwiek pojawię się w urzędzie, wciąż jestem burmistrzem Niepołomic i to mi nie przejdzie.
Odpowiadałem za wdrażanie funduszy unijnych, współpracę z sąsiadującymi województwami i koordynację usług publicznych w gminach, które z różnych przyczyn traciły płynność. Zrozumiałem wtedy, że podział na „dużych” i „małych” jest fikcją: duża gmina z biernym wójtem w praktyce jest mniejsza niż wieś, w której sołtys zna mieszkańców po imieniu.
W 2012 roku objąłem stery Polskiego Czerwonego Krzyża. Ktoś spyta: co ma wspólnego samorząd z pomocą humanitarną? Więcej niż się wydaje. Najpierw trzeba zdiagnozować realną potrzebę, potem znaleźć partnerów, następnie rozliczyć każdy grosz, wreszcie sprawdzić, czy wsparcie trafiło tam, gdzie obiecywaliśmy. Za biurkiem teoria brzmi trywialnie, w terenie – zwłaszcza podczas powodzi w 2014 roku – kawałki tej układanki trzeba było dopasować w ciągu godzin.
Od stycznia 2024 roku jestem zastępcą prezydenta Krakowa odpowiedzialnym za transport, zieleń i partycypację społeczną. Krótko mówiąc: wszystko, co najbardziej widoczne i najbardziej kontrowersyjne. Czy żałuję? Ani trochę. Jestem w miejscu, w którym i tak bym się znalazł – między sporem a rozwiązaniem. I podejrzewam, że to dopiero początek ciekawszego rozdziału.